Czasem trzeba się porzucić...
Podróż. Droga. Wakacje.
Rytualnie pokonujemy kolejne granice.
Pniemy się po drogach i po mapie. Przed siebie. Stoimy w kolejkach i
machamy paszportami. Za oknem migają kolejne kraje.
Tak, jak granice, bardzo szybko musimy,
również rytualnie, pokonać własne zmęczenie i irytację.
Magia
podróży przekształca się w prozę podróży.
Dzieci marudzą, nam głos też się
podnosi, cierpliwość została daleko za nami, nie wiadomo gdzie
wypadnie nocleg, wszystko jest nieco droższe niż założyliśmy, a
w głowie brzęczy pytanie „po co się tak męczyć?”.
Wątpliwości zatruwają marzenia.
Migają kraje i migają uczucia.
Przepływają, jak góry i chmury nad nami. Patrzę się w macedońską
noc i oddycham zmęczeniem. Niech przepłynie.
Przecież wiem to z przeszłych
podróży, że jest tylko etapem.
Bramą.
Otwarciem.
Konieczną inicjacją w odpuszczenie. W
puszczenie kontroli i radość z tego, co się dzieje.
Nawet, jak nie dzieje się tak, jak
zaplanowaliśmy.
Reagowanie na bieżąco, a nie na plan
w głowie.
Wraz z wiekiem, coraz mniej czasu
zabiera mi ten etap.
Ale jest.
Jak przejście graniczne.
A potem na końcu półwyspu (zawsze
jeździmy na koniec półwyspu, choćby na krótką wycieczkę, nie
możemy się powstrzymać :-), miasteczko, jak z bajki. Jak nagroda.
Normalne, nie turystyczne. Na rynku my i duńska rodzina. Lokalni
sprzedawcy przyjmują dostawy. Lody ciekną na palcach. Aromatyczna blitva z przytawernowego ogródka zachwyca smakiem. Na horyzoncie
morze. W marinie w dole obrazki, jak z pocztówek.
Trzeba pojechać. Zdecydować się.
Przejść przez zmęczenie i stres. Żeby tam być. Na moment.
A potem doświadczać chwil, kiedy
naprawdę się JEST. Bez myślenia, zastanawiania się, bez
wybiegania w przyszłość. Skóra stapia się z aksamitną wodą,
cykady skutecznie zagłuszają myśli, a czasem nawet słowa. Słońce
zachęca tylko i wyłącznie do niemyślenia.
Bo jak mówi moja ulubiona poetka
Renata Putzlacher, czasem, dla higieny, trzeba się po prostu
porzucić „na jakimś dworcu jak podręczny bagaż”.
Cały czas towarzyszy mi poezja Renaty
Putzlacher. Była już ze mną na Istrii, teraz podąża po
greckiej prowincji.
Jest idealna do uważnego podróżowania.
Czy więc być drzewem
stojącym
zakorzenionym i trwałym
czy kłębem wędrującym
niepewnym i niestałym
Być albo wędrować
by żyć?
Lubicie się porzucać?
I trochę zdjęć dla
wielbicielek turkusu, błękitu i mięty. Można się tu poczuć jak
w raju :-)
Ojej....ach...i nie wiem co powiedzieć. Pięknie...Ale wam dobrze...Cieszę się, że to my pierwsi usłyszymy historie.
OdpowiedzUsuńAga, w całej Grecji pięknie i ludzie przemili :) a Zosia i tak odlicza dni do spotkania z Anielka :)))) cytuje: "i gdyby tu nagle wyrósł Dom na Lakach, och, byłoby cudownie!" :)))
Usuń:))))) A u mnie codzienne pytanie: "kiedy będzie 2 sierpnia?"
OdpowiedzUsuńCytat z Antka: "gdybym miał dar teleportacji, to już bym bym w DnŁ" :)))
Usuńale to prawda jest? ;) a tak na poważnie, to bawcie się dobrze! Kasia
OdpowiedzUsuńDzięki Kasiu :)
Usuńobowiązkowe obrusiki w kratkę z gumką ;) pozdr /mi
OdpowiedzUsuńWszystko jak na pocztówkach :)
UsuńCudnie Wam, pozytywnie zazdroszczę ... mam nadzieje, że dokładnie opiszecie drogę i podzielicie się sprawdzonymi namiarami.
OdpowiedzUsuńszczęśliwej podróży
Magda, namiary całkowicie spontaniczne, spaliśmy tak gdzie popadło ;-)
UsuńPięknie!!! Tak, lato, wakacje, ciepełko, kolory, kolory:-) Jest nagroda za zmęczenie, to trzeba przeżyć!:-) My nad Bałtyk jedziemy 13 godz, dużo jak dla mnie, ale później jest morze, morze i to jest to, dla ciała i ducha, uwielbiam morze:-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło:-) Wiesia
Wiesiu, mam to samo, jak tylko zobaczę morzę, to odżywam :-))
UsuńPiękne te zdjęcia naprawdę i blog świetny. Sama dopiero zaczynam swoją "drogę blogową" i Twój blog naprawdę mi się podoba :) Serdecznie zapraszam również do mnie www.mammatoja.blogspot.com
OdpowiedzUsuńMałgosiu, rozgość się :-)
Usuń