Ukojenie
Pociągi za moim oknem mkną między ośnieżonymi drzewami. Gałęzie tworzą misterną siatkę na tle nieba. Na czubku jednego z drzew sroki uwiły sobie gniazdo. Patykowa konstrukcja chybocze się na wietrze, ale trzyma się mocno. Sroki znoszą tam ziarenka, które wysypuję im na balkonie. A potem przyglądają się pogwizdującym pociagom.
Rano dom jest wychłodzony i ciemny. Przekręcam kaloryfer, zapalam lampki, które oplatają kalendarz adwentowy - leśny konar z przyszpilonymi słodkimi torebeczkami.
W tym roku miało go nie być, ale w ostatniej chwili jednak zrobiłam. Żeby sprawić niespodziankę i przyjemność dzieciom.
Także kiedy odpakowywali mikołajkowe prezenty, takie o jakich marzyli, ja sama cieszyłam się jak dziecko.
To jedna z moich większych życiowych przyjemności - patrzenie na ich buzie, emocje, stany.
Zawsze, kiedy to robię, to czuję się obdarowana.
Że ich mam, że mogę być ich matką.
W grudniu zawsze jest więcej czytania. Piętrzą się nowe książki na stolikach.
Z Zosią śledzimy, jakich pierwszych zdań uczą się dzieci na całym świecie. Prosta książeczka, mała, ale jakże wielowymiarowa. Z tego sentymentu przybył nam "Elementarz" Falskiego. Czytamy kolejne czytanki. Zosia składa zdania coraz sprawniej. Nie pospieszam jej, nie cisnę, ale widzę, że regularne ćwiczenia w domu jej pomagają.
Antek tego nie potrzebował, ona tak. W porę zauważyłam. W porę zmieniłam kurs.
Inne dziecko, inne potrzeby.
Prosta prawda, ale jakoś czasem mi umyka.
Sama czytam bardzo uważnie "Self-reg" Stuarta Shanker i Teresy Barker. O tym, jak pomagać dzieciom (i sobie) regulować swoje emocje. To nie książka o tym, jak się kontrolować, brać w garść, zaciskać zęby i zasuwać dalej, ale o tym, jak rozpoznawać, kiedy stres nas zalewa i co nam przynosi ukojenie. "Samokontrola jest związana z hamowaniem impulsów, w samoregulacji chodzi o rozpoznanie przyczyn i zmniejszanie siły impulsów, a kiedy trzeba, o wytworzenie energii potrzebnej do oparcia się im." (str.14).
Często "niegrzeczne" dzieci to zestresowane dzieci. Przebodźcowane. Hałasem, zmęczeniem, emocjami.
Z mózgiem zalanym kortyzolem i adrenaliną.
To niby wszyscy wiemy, ale często na tym poziomie się zatrzymujemy. Czujemy się bezradni i też wściekli, kiedy nasze dzieci krzyczą, awanturują się i nie współpracują z nami. Wchodzimy w utarczkę i zamiast załagodzić (przynajmniej czasowo) sytuację, powodujemy, że w ciałach naszych dzieci wyrzut hormonów odpowiedzialnych za reakcję "walcz lub uciekaj" jest coraz większy. Błędne koło się zamyka. Oraz toczy się coraz szybciej.
Nie szukamy narzędzi, które możemy dać naszym dzieciom, żeby mogły rozpoznać, co je stresuje, jak ten stres rozładować, a potem naładować baterie. Autorzy książki piszą, że to często niełatwa droga. Czasem wręcz detektywistyczna. Pełna prób i błędów. Bez jedynie słusznych rozwiązań, typu: medytacja dla każdego. Ale możliwa.
I dająca bardzo dużą satysfakcję i wewnętrzną samodzielność naszym dzieciom.
To po prostu droga do poznania siebie.
Dzielę się z Antkiem i Zosią spostrzeżeniami z tej książki. Potwierdzają, że w ich głowach, w czasie stresu, toczy się walka. Oboje nie znoszą, jak wtedy coś do nich mówię. A jak większość rodziców mam wtedy tendencję do mówienia dużo i niezbyt mądrze.
Na potrzeby Zosi powstał więc Lolek-Kortyzolek, który bryka w środku i wszystko rozwala. Kortyzolek nie lubi, jak się na niego krzyczy. Wtedy jeszcze bardziej się zaciska i jeszcze głośniej wrzeszczy. Lubi za to płakać na kolanach. Wtedy się uspakaja.
Więc biorę moją całkiem dużą córeczkę w ramiona, głaszczę ją po głowie, kołyszę i nic nie mówię. Ten ostatni punkt jest kluczowy. Także dla mnie, żebym i ja mogła się uspokoić. Ośrodki w naszym mózgu, które są odpowiedzialne za komunikację przez słowa, w czasie konfliktu nie działają. Odwoływanie się do nich nic nie daje. ("posłuchaj mnie, uspokój się, przestań krzyczeć, itp"). Na omawianie sytuacji przyjdzie czas później. Teraz jest czas na nawiązywanie kontaktu.
Nie zawsze mi się to udaje, bo mój Lolek-Kortyzolek też lubi sobie poszaleć ;-) Ale się uczę, ale nieustannie próbuje.
No i szukam swoich stresorów.
Długofalową ulgę przynoszą też "banały" - długi, regularny sen, w miarę zdrowa dieta, porcja ruchu, porcja śmiechu. Mało tiwi i telefonu. Wspólne rytuały. Oddech. Cisza. Samodzielna zabawa czy przebywanie gdzieś w kontakcie ze sobą bez konieczności reakcji na świat.
No banały, ale okazuje się, że je w pierwszej kolejności zaniedbujemy.
Plan na resztę grudnia jest więc taki:
Więcej ukojenia, mniej jojczenia.
Więcej przytulania, mniej gadania.
Więcej spania, mnie oglądania.
I więcej patrzenia na sroki za oknem.
Czego i Wam życzę :-)
Oj taaak😊
OdpowiedzUsuń😊
UsuńBardzo ciekawe spostrzeżenia i jak tak się zastanawiam przypominając sobie różne sytuacje, bardzo trafne. I nawet często działam w ten sposób jak dziecko zaczyna rozpędzać mechanizm wzburzenia, lub raczej mechanizm w głowie dziecka zaczyna się rozpędzać pod wpływem bodźca. W ten sposób, czyli przytulam i uspakajam. Jedno z czwórki moich dzieci jest bardzo emocjonalne, wiem też, że pierwszym bodźcem dla tego dziecka jest głód. Często udaje mi się w porę zauważyć ten moment i do wybuchu nie dochodzi. I wtedy jestem z siebie dumna. Niestety bywają sytuacje, kiedy i ja nie panuję nad moim kortyzolem i afera gotowa. I momentalnie wciągnięci zostają w nią inni domownicy... Ech....panie kortyzolu, idź pan.... Wiedza ugruntowana przynosi korzyści i praktyka, tego się trzymajmy. Dzięki za pomocne treści.
OdpowiedzUsuńGłód to częsty stresor, masz rację.
UsuńTe Kortyzolki... Znamy, oj znamy.
Piękny plan OdpowiedzUsuń
Niech nie szaleje za bardzo i u Was :)
UsuńUwielbiam ciebie Joasia uwielbiam twój blog wpis blogi które polecasz ale ten tekst czytałam trzy razy pod rząd i jeszcze do niego wrócę.. Niesamowite spostrzeżenia i myśli.. Zaraz przypali mi się kiełbasa do fasolki :-) buziak
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że przeze mnie nie jecie przypalonego obiadu 😁 Uściski dla Ciebie Ewelino 😘
Usuń