Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Czytam. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Czytam. Pokaż wszystkie posty
Rzymskie opowieści

Rzymskie opowieści


Zapraszam Was serdecznie do lektury wywiadu ze mną na portalu Ładnebebe.
Tym razem stanęłam po drugiej stronie i stałam się bohaterką jednej z rozmów Dominiki Janik. Na co dzień współpracuję z Dominiką i robię zdjęcia do jej tekstów na Ładnebebe. Tym razem było odwrotnie. Choć zdjęcia nadal moje :-)
Książki i talerze (znowu)

Książki i talerze (znowu)


Okładki zazwyczaj są pożółkłe. Szare i poszarpane. Często bez tytułów na grzbiecie.
Można się zniechęcić, ale ja zawsze biorę je do ręki. Na straganach i w antykwariatach. Książki dla dzieci z lat 50., 60., 70. XX wieku.
Biorę je do ręki, bo jak się otworzy taką pogiętą okładkę, to w środku jest prezent.
Ze słów i obrazów.
Czasem pamiętam je ze swojego dzieciństwa.
Ukojenie

Ukojenie


Pociągi za moim oknem mkną między ośnieżonymi drzewami. Gałęzie tworzą misterną siatkę na tle nieba. Na czubku jednego z drzew sroki uwiły sobie gniazdo. Patykowa konstrukcja chybocze się na wietrze, ale trzyma się mocno. Sroki znoszą tam ziarenka, które wysypuję im na balkonie. A potem przyglądają się pogwizdującym pociagom.
Rano dom jest wychłodzony i ciemny. Przekręcam kaloryfer, zapalam lampki, które oplatają kalendarz adwentowy - leśny konar z przyszpilonymi słodkimi torebeczkami.
Tu czytam i oglądam

Tu czytam i oglądam


Oraz rysuję, tworzę, bawię się.
Bałaganię, przyjmuję gości, uczę się.

Pokój Zosi.
Wyspa radości.

Niekwestionowanym królem pokoju jest dywan. Przyniósł mi go mój sąsiad Andrzej z uwagą, że kupił dla swojej córki, ale u nich jest za duży i pomyślał o mnie. Że będzie do nas pasował. A ja, niemądra, powiedziałam, że się zastanowię! A przecież to dywan z naszych snów i to on "zrobił" cały pokój.

Lubimy też starą szafę chlebową i biureczko vintage. To ostatnie chciałyśmy wymienić na coś większego, ale ostatecznie zwyciężyła nasza miłość do tego niepowtarzalnego mebelka. Jeszcze z rok posłuży Zosi do rysowania i odrabiania lekcji.
Reszta mebli to poczciwa Ikea.

Nie dla nas monochromatyczne kolory i dyscyplina przedmiotu ;-) Dla nas obfitość i kolor. Oraz pudełeczka, zdjęcia, obrazki, figurki, plakaty i książki. Nad łóżkiem ekspozycja zmienia się co jakiś czas, a ja już nie zwracam uwagi na ścianę zdartą od taśmy klejącej. W rogu stoją narty, pod oknem często parkuje hulajnoga. Konstrukcje lego zajmują blaty, a rysunki wyściełają podłogę pod biurkiem. Zabawki często nie trafiają do swoich szuflad, a królikowa rodzina, zamiast w szafie, śpi na środku dywanu.
Życie.
Ale pomimo wartkiego strumienia bałaganu, jaki codziennie przetacza się przez pokój, jest on tak zorganizowany, że posprzątanie go zajmuje kilka minut. Wszystko ma swoje miejsce. Zabawki i materiały plastyczne rezydują w szafie i dwóch dużych szufladach pod łóżkiem, większość w odpowiednich pudełkach, żeby łatwo było segregować. Ludziki do tego, naczynka do tamtego, rzeczy niewiadomojakie do kolejnego. Na lego jest odpowiednia ilość koszyków. Książki mają swój pojemny regał. Ubrania mieszkają w komodzie.
Raz na jakiś czas robimy przegląd wszystkiego, odkładamy za małe ubrania, wyrzucamy popsute rzeczy, oddajemy zabawki. (Tylko z książkami tak nie jest. Nawet te dla roczniaków mają u nas dożywotnią emeryturę :-) Zosia oczywiście w tym uczestniczy i to ona decyduje, gdzie, co będzie leżeć. Potem łatwo jej powrzucać rzeczy do odpowiednich miejsc.

Obie bardzo lubimy ten pokój, a ja, za każdym razem, jak przechodzę przez przedpokój i widzę widok z pierwszego zdjęcia, uśmiecham się. Moja wewnętrzna dziewczynka podskakuje z radości.
Moja córka na szczęście podziela to uczucie :-)

p.s.1 jak chcecie zobaczyć, jak wygląda "wartki strumień bałaganu", to zapraszam na mój Instagram. Tam co jakiś czas wrzucam ten stan ;-)
p.s.2 Tytuł posta pochodzi z plakatu Iwony Chmielewskiej zaprojektowanego na wystawę "Tu czy tam? Współczesna polska ilustracja dla dzieci" , (20.02-08.05. 2016, Zachęta).
p.s. 3 zdjęcia zrobiłam swoim nowym (cudownym!) obiektywem Sigma 35mm, 1.4, Art. Jeżeli się nad nim zastanawiacie, to kupujcie śmiało. Jest wart każdej złotówki, a każda dobra opinia o nim, to prawda. Idealny do wnętrz i plenerów.

















Neapol

Neapol


Neapol.
Brudny, chaotyczny, głośny.
Pełen szalonych kierowców i wyskakujących zewsząd skuterów.
Rozkopany, gorący i pnący się bezlitośnie pod górę.
Dziwny, ciemny, agresywny.
W nieustającym upadku.

Ale też: zaskakujący, wciągający, czarujący.

Pełen życia.

Dawno żadne miasto nie zrobiło na mnie takiego wrażenia.
Dawno w żadnym nie czułam się tak dobrze.

Trzeba dojrzeć do takich miejsc. Nie oceniać ich pochopnie. Mieć w sobie akceptująca wyrozumiałość dla wszystkich wad.
Będąc w Neapolu czułam się dojrzałą osobą.

Tydzień we dwoje w mieszkanku na wzgórzu.
Z widokiem na miasto i Wezuwiusza. Z kotami, kwiatami, leżakami i różnymi stworzeniami, które nas odwiedzały (jaszczurki z tego były najmilsze ;-).
Tydzień spędzony na łażeniu, zwiedzaniu i zaglądaniu w różne zakątki.

Rano kawa z kawiarki, pomidory i prosciutto. Białe wino i brzoskwinie. Pizza, owoce morze i zimna woda.
Rozmowy, czytanie i bliskość.
Poczucie, że z tym człowiekiem jestem w stanie iść gdziekolwiek, blisko, daleko, pod górę, na koniec świata.
Byle razem.
Słodka tęsknota za dziećmi, które, wiemy to, są dobrze zaopiekowane i szczęśliwe.

I to miasto, jak z filmu, na które nałożyłam dodatkowy filtr Eleny Ferrante, autorki neapolitańskiej sagi o dwóch przyjaciółkach - Elenie i Lili.
Ta książka i ten Neapol - mieszały mi się plany, zdarzenia, wrażenia. Cudownie senne i nierealne uczucie.
Któregoś dnia wybraliśmy się na wyspę. Białym statkiem przez błękitne morze. Po dość przypadkowym wybraniu lokalnego autobusu, dojechaniu bardzo krętymi drogami, rozłożeniu się na leżakach, sięgam po "Genialną przyjaciółkę."
"Następnego dnia pełna obaw, ale jednocześnie podekscytowana, poszłam na plażę Maronti.(...) Plaża była pusta, wyglądała, jakby nie miała końca. Pokrywał ją ziarnisty, gruby piasek. Od morza dochodził do mnie intensywny zapach i monotonny, suchy dźwięk fal."
Nie wierzę. Jestem na plaży Maronti. Jakieś 60 lat później.
Literatura, podróż, życie.
Co ma się przeciąć, to się przetnie.

Nadchodzi też dzień, kiedy nie chce mi się schodzić na dół. Nie obejrzę więc wszystkiego, nie zajdę do wszystkich miejsc, które zaplanowaliśmy. Uciszam zachłanną podróżniczkę w sobie.
Uczę się odpuszczać. Nie gonić samej siebie. Nie czuć niepokoju z tego powodu. Ułożyłam mandalę, piję białe wino, słucham szumiącego w oddali Neapolu. Wiatr rozwiewa na skórze upał.
Posiedzę tu jeszcze jakiś czas.
Do wieczora...do jutra.
Pobędę.

































p.s. Mieszkanie z obłędnym ogrodem, jak zawsze, wynajęliśmy za pośrednictwem portalu Airbnb. Tutaj (klik) w całej okazałości. Naprawdę polecamy to miejsce. Było nam tam bajkowo.

p.s. Zdjęcia, jak zwykle, bardziej impresyjne, niż poglądowe, ale jak wyglądają wszystkie zabytki Neapolu znajdziecie bez problemu w sieci.
Copyright © 2016 Joanna w Kolorze , Blogger