Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jadam. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jadam. Pokaż wszystkie posty
Tarnów

Tarnów


Czyż nie tak?
Taki mural powitał nas w Tarnowie.

Zawitaliśmy tam w leniwe niedzielne popołudnie w drodze powrotnej z Domu na Łąkach.
Mój ukochany mąż, jako znawca i pasjonat sztuki współczesnej, wynajduje nam różne ciekawe wydarzenia w całej Polsce. Lublin, Kielce, Tarnów. Zaglądamy do tamtejszych galerii i muzeów. Bardzo to lubimy a nasze podróże zyskują dodatkowy wymiar.
Pokazujemy też naszym dzieciom, co nas pasjonuje, zajmuje, interesuje, jakimi jesteśmy ludźmi, co lubimy, a czego nie, jaka jest nasza wrażliwość, Zapraszamy je do naszego świata, a one w nim buszują do woli, ale na swoich zasadach. Nie prowadzamy ich do galerii, żeby to one coś zobaczyły i czegoś się nauczyły. Robimy to dla siebie, a dzieci nam w tym towarzyszą i nic nie muszą ;-) Czasem siedzą na schodkach przed wystawą i nawet na nią nie wchodzą, czasem oglądają z zainteresowaniem, czasem im się podoba, a czasem nie. Słuchają naszych rozmów, czasem proszą o wyjaśnienia. Z tego, co im proponujemy wezmą dla siebie, co będą chciały. Może tylko odrobinkę, może więcej. Ale, mam taką ogromną nadzieję, bez przymusu i napięcia.

Tym razem powodem wizyty w Tarnowie była wystawa naszych ulubionych czeskich fotografów Lukasa Jasansky i Martina Polaka w tarnowskim BWA. Wystawa mocna, a samo BWA i okolica bardzo urokliwe. Leżaki przed galerią i piękny park dookoła.
Miła pani w galerii poleciła nam fajne miejsce na obiad, czyli Cafe Bistro Rabarbar . Smaczne, lekkie jedzenie, ładny wystrój, sympatyczna obsługa i w tej chwili piękna wystawa zdjęć z Afryki.

A sam Tarnów słoneczny, leniwy, nostalgiczny.
Ze śladami świata, którego już nie ma.
Ze śladami życia, które cały czas się toczy.

P.s. Tarnowianinem jest Wilhelm Sasnal i TU możecie przeczytać jego opowieść o Mościcach - dzielnicy, w której się wychował.















Gotowi, by gotować

Gotowi, by gotować

 
Kiedy dostałam tę książkę w prezencie (Magda, dziękuję!), od razu skojarzyła mi się z "kultowym" dziełem PRL-u "Nastolatki gotują" :-) To była moja pierwsza książka kucharska, na której uczyłam się samodzielnego gotowania. Nawet dziś, czasami, z sentymentu do niej zaglądam. 

Propozycja Agnieszki Kręglickiej "Gotowi, by gotować" może stać się takim współczesnym "koniecznym"  poradnikiem. 
To książka kucharska dla nastolatków z prostymi, domowymi przepisami.
Agnieszka Kręglicka - restauratorka, edukatorka, autorka wielu kulinarnych felietonów, niestrudzona propagatorka dobrego, nieskażonego jedzenia - tak mówi we wstępie: "Macie przed sobą książkę z przepisami na potrawy, które budzą sentyment, bo są dobrze znane w polskich domach. Może takie same gotuje Wasza babcia, a może są one tylko podobne. Zmieniajcie je tak, by stały się Wam bliskie. Gotujcie. Niech ta książka będzie tak często w użyciu, aż przestanie być potrzebna. Przez praktykę dojdziecie do mistrzostwa." 

Ta książka jest prosta, jasna i klarowna. Z odrobiną koniecznej wiedzy o gotowaniu i słusznej propagandy zdrowotno - ekologicznej, ale bez przegadania i pouczania.
Żaden nastolatek nie zniesie przemądrzałych lub zbyt filozoficznych wywodów ;-) 
Potrawy są zdrowe, domowe, swojskie, manifestujące idee "comfort food". Idealne do praktykowania w wakacje, kiedy obfitość składników pozwala na komponowanie sezonowych potraw.
Na Antku książka zrobiła bardzo pozytywne wrażenie, a zwyciężył przepis na samodzielnie zrobiony schab oraz na pierogi. Pomysł, że będzie mógł je zrobić sam od początku do końca go zaczarował. Bo gotowanie dzieciaków w tej książce jest całkowicie samodzielne. Nie jest to już tylko pomoc rodzicom, którzy dodatkowo muszą pilnować gorącego piekarnika i ostrego noża. 
Ta niepodległość w kuchni bardzo się Antkowi spodobała.
Dodam też, że nie będąc wcale nastolatkiem, można z książki czerpać inspirację do codziennych obiadów. Jutro będzie szczawiowa :-)

Książka jest przepięknie wydana i zilustrowana. 
To zasługa pewnego nowojorczyka w Warszawie - Kevina Demarii - grafika, fotografa jedzenia, współtwórcy magazynu "Smak" i "Warsaw Insider". 
Zdjęcia niezwykle wzbogacają książkę. Potrawy są pięknie zaaranżowane, ale nie przestylizowane. Bardzo mi się ich zwykłość-niezwykłość podoba. Widać na nich opakowania, koszyki, zwykłe domowe urządzenia, obity talerz, okruszki, a jednocześnie są wysmakowane w niewymuszony sposób i bardzo gustowne. 
Jest w nich oddany urok codzienności. 
Na pewno nie onieśmielą zbuntowanego 13-latka lub naburmuszonej 15-latki.

Jedyne czego mi brakuje w tej książce, to tego, żeby występujące w niej dzieci, były jakoś podpisane.
Są bardzo ważnymi bohaterami i szkoda, że nie znamy ich imion.
Poza tym książka nie ma wad :-)

Agnieszka Kręglicka, Kevin Demaria, "Gotowi, by gotować. Domowa kuchnia polska dla nastolatków.", Wydawnictwo Muchomor, cena 49 zł.









Śliwkowo, pastelowo...

Śliwkowo, pastelowo...

Słodko. 
W kolorach i w smakach.
Mieszanie w garze czekoladowych powideł. Śliwka z czekoladą to smak absolutnie doskonały!
Przepis od Mimo-zy. Dziękuję Ci Moniko za inspirację. Wyszły idealne.
Nie dodałam tylko cukru, a łyżeczkę agawy. Dłużej też dusiłam śliwki (ok. 5 godzin) i oddały one całą swoją słodycz. Na targu kupiłam pomarszczone, przejrzałe, malutkie węgierki.
Z 3 kilogramów śliwek wyszły 4 słoiczki i miska zeżarta od razu :-)
Jutro robię następną porcję, bo nie mogę opędzić chętnych od słoiczków.

Ręczniczki od Ewy z Minty House. Tak smakowite jak cukierki. I faktycznie, prócz swej urody, są bardzo praktyczne. Chłoną wodę momentalnie.

Filiżaneczki kupiłam kiedyś na allegro. Służą mi do...niczego :-) Nie pijemy tak małej kawki. Poprawiają mi humor swoim słodkim wyglądem.

Szczotka od Agi z Potrzeby Piękna. Świetna do szorowania cytryn.

Dziękuję Wam Dziewczyny, że dzięki Wam można mieć tyle pięknych rzeczy w domu!

A po powidłach zapiekane warzywa z naczyniu Le Creuset upolowanym kiedyś w TK Maxie. Wazonik przywiozłam z Kureesaare - przecudnego miasteczka na końcu Bałtyku i Estonii - z małego sklepiku ze starociami. Przypomina mi tamtą magiczną podróż gdzieś na kraniec świata.
Słodko zaczynam nowy tydzień.









Nad Wisłą

Nad Wisłą


Nasze rowerowe objazdy wokół Warszawy trwają.
Miejsc przepięknych jest całe mnóstwo.
Wystarczy wyjechać odrobinę za miasto. Przedrzeć się przez brzydkie przedmieścia, bloki, trasy dojazdowe i już można się cieszyć albo przecudną, dziką Wisłą albo ożywczymi lasami.
Niestety Mazowsze jest piaszczyste i np: nasza wycieczka rowerowa wzdłuż Liwca zakończyła się porażką, czyli pchaniem rowerów przez piachy i błota. Zniechęcony, sfrustrowany 8-latek, marudząca 4-latka, rowery  i piach - to przepis na nieudaną rodzinną wycieczkę ;-)
Po kilku kilometrach zrezygnowani wróciliśmy do domu. Wytyczony szlak rowerowy prowadził przez najbardziej niedostępne miejsca.

Ale wczoraj udało nam się zobaczyć piękne miejsca i przejechać 60 km!
Plan jaki mieliśmy, to dojechać wzdłuż Wisły do Czerska.
Jednak upał na niczym nieosłoniętym wale wiślanym dawał się nam we znaki i w połowie drogi zmieniliśmy plany.
Zjechaliśmy do Konstancina, żeby ochłodzić się i zrelaksować w zdrojowej tężni solankowej. To przecudne miejsce, jakby z innej przestrzeni i czasu. Spokojne, chłodne, ciche.
Spędziliśmy tam godzinę (jak się później okazało takie są zalecenia zdrowotne wdychania ożywczej solanki) i bocznymi ścieżkami, bardzo zresztą malowniczymi, rozpoczęliśmy powrót do domu. Przejechaliśmy przez park zdrojowy Konstancina, potem jakieś pola, zagajniki, laski, aż wjechaliśmy w chłodny Las Kabacki. Cudownie cichy i ożywczy.
Następnie zjedliśmy pożywny obiad w bardzo fajnej indyjskiej knajpce Moon na Kabatach i CAŁY CZAS ścieżką rowerową dojechaliśmy do domu na Grochów.
Udana wycieczka :-)
"Rower jest wielce okej.
Rower to jest świat." *

Tężnia w Konstancinie, Park Zdrojowy, bilet wstępu: 10 zł osoba dorosła i 6,5 zł dziecko. Przed tężnią są stojaki na rowery. Można też wziąć ze sobą zestaw piknikowy, bo w parku można rozłożyć się z kocykiem. Uwaga! Nie po wszystkich alejkach można jeździć rowerem, są wyznaczone ścieżki.
Knajpka Moon, ja najbardziej lubię Veg Koftę w łagodnym sosie carry, dzieci zajadają się zupami, kurczakiem pakora oraz oczywiście naanem :-), obok są stojaki na rowery.
Na zdjęciach "wiślanych" rezerwat Wyspy Zawadowskie, który można odwiedzić z Fundacją Ja Wisła.
* Lech Janerka "Rower" z płyty "Plagiaty"
Zdjęcia są "telefoniczne", bo jeden z niewielu minusów roweru to niemożność jechania z dużym aparatem.






Copyright © 2016 Joanna w Kolorze , Blogger