Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Włochy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Włochy. Pokaż wszystkie posty
Włochy

Włochy


Utknęłam. W zdjęciach ;-)
Nie mam siły się przedzierać.
Obrabiam kilka dziennie. Powolutku.
Zamykam. Wracam. Poprawiam. Zamykam. Odrzucam. Cyzeluję.
Nauka cierpliwości.

Wokół zdjęć kręci się teraz moje życie. Sesje indywidualne, zlecenia.
Mam nadzieję, że niebawem będziecie mogli zobaczyć moją pracę, np: na portalu Ładne Bebe :-)

Zostawiam Was z tym delikatnym włoskim pejzażem - widokiem z domu, w którym mieszkaliśmy.
Ciąg dalszy nastąpi...
W swoim czasie :-)
Zrób sobie dobry sierpień

Zrób sobie dobry sierpień


Wróciłam ze wspaniałych wakacji.
Jestem nasycona wrażeniami, doznaniami, uczuciami. Piękny czas. Dużo się zdarzyło, podziało, potoczyło.
Cudownie słodki, dojrzały lipiec. Będę go tutaj zresztą pokazywać, jak tylko uporam się ze zdjęciami ;-)

Ale kiedy tak już wróciłam, to...
zaczęłam narzekać.
Że chcę znowu wyjechać, że nie wytrzymam, że nie chcę tu być. Że brzydko, głośno i nie tak.
Zanurzyłam się w marudzenie.
A kiedy jest się w środku takiego marudzenia, to nie widać z niego nic. Prócz czubka własnego nosa.
Umyka teraźniejszość.
Nie widzi się tego, co dookoła.
I pomyślałam sobie, że to zupełnie bez sensu.
Tak narzekać. Nawet tylko cicho w swojej głowie.

I przyszła taka myśl: "zrób sobie dobry sierpień".
Jak ci źle, to zrób, żeby było ci dobrze.
Zamiast narzekania.
Świadomie zdecyduj się, że to będzie dobry miesiąc. Z uważnością i radością. Ciesz się, tym, co teraz.
Owszem - rozkoszuj się wspaniałymi wspomnieniami, planuj następne wyjazdy, ale bądź w całości w tym polskim, słonecznym sierpniu. Z dziećmi w domu, targiem pełnym warzyw, gotowaniem, sprzątaniem, rowerami, pracą, lasem, zmęczeniem, codziennością i zwykłością.
Bo minie i będzie żal.

Więc robię sobie dobry sierpień.
Czego i Wam życzę.
W pięknie

W pięknie


Brodzę w pięknie.
Natury, architektury, sztuki.
Jednym słowem.
Znów jestem we Włoszech.
Neapol

Neapol


Neapol.
Brudny, chaotyczny, głośny.
Pełen szalonych kierowców i wyskakujących zewsząd skuterów.
Rozkopany, gorący i pnący się bezlitośnie pod górę.
Dziwny, ciemny, agresywny.
W nieustającym upadku.

Ale też: zaskakujący, wciągający, czarujący.

Pełen życia.

Dawno żadne miasto nie zrobiło na mnie takiego wrażenia.
Dawno w żadnym nie czułam się tak dobrze.

Trzeba dojrzeć do takich miejsc. Nie oceniać ich pochopnie. Mieć w sobie akceptująca wyrozumiałość dla wszystkich wad.
Będąc w Neapolu czułam się dojrzałą osobą.

Tydzień we dwoje w mieszkanku na wzgórzu.
Z widokiem na miasto i Wezuwiusza. Z kotami, kwiatami, leżakami i różnymi stworzeniami, które nas odwiedzały (jaszczurki z tego były najmilsze ;-).
Tydzień spędzony na łażeniu, zwiedzaniu i zaglądaniu w różne zakątki.

Rano kawa z kawiarki, pomidory i prosciutto. Białe wino i brzoskwinie. Pizza, owoce morze i zimna woda.
Rozmowy, czytanie i bliskość.
Poczucie, że z tym człowiekiem jestem w stanie iść gdziekolwiek, blisko, daleko, pod górę, na koniec świata.
Byle razem.
Słodka tęsknota za dziećmi, które, wiemy to, są dobrze zaopiekowane i szczęśliwe.

I to miasto, jak z filmu, na które nałożyłam dodatkowy filtr Eleny Ferrante, autorki neapolitańskiej sagi o dwóch przyjaciółkach - Elenie i Lili.
Ta książka i ten Neapol - mieszały mi się plany, zdarzenia, wrażenia. Cudownie senne i nierealne uczucie.
Któregoś dnia wybraliśmy się na wyspę. Białym statkiem przez błękitne morze. Po dość przypadkowym wybraniu lokalnego autobusu, dojechaniu bardzo krętymi drogami, rozłożeniu się na leżakach, sięgam po "Genialną przyjaciółkę."
"Następnego dnia pełna obaw, ale jednocześnie podekscytowana, poszłam na plażę Maronti.(...) Plaża była pusta, wyglądała, jakby nie miała końca. Pokrywał ją ziarnisty, gruby piasek. Od morza dochodził do mnie intensywny zapach i monotonny, suchy dźwięk fal."
Nie wierzę. Jestem na plaży Maronti. Jakieś 60 lat później.
Literatura, podróż, życie.
Co ma się przeciąć, to się przetnie.

Nadchodzi też dzień, kiedy nie chce mi się schodzić na dół. Nie obejrzę więc wszystkiego, nie zajdę do wszystkich miejsc, które zaplanowaliśmy. Uciszam zachłanną podróżniczkę w sobie.
Uczę się odpuszczać. Nie gonić samej siebie. Nie czuć niepokoju z tego powodu. Ułożyłam mandalę, piję białe wino, słucham szumiącego w oddali Neapolu. Wiatr rozwiewa na skórze upał.
Posiedzę tu jeszcze jakiś czas.
Do wieczora...do jutra.
Pobędę.

































p.s. Mieszkanie z obłędnym ogrodem, jak zawsze, wynajęliśmy za pośrednictwem portalu Airbnb. Tutaj (klik) w całej okazałości. Naprawdę polecamy to miejsce. Było nam tam bajkowo.

p.s. Zdjęcia, jak zwykle, bardziej impresyjne, niż poglądowe, ale jak wyglądają wszystkie zabytki Neapolu znajdziecie bez problemu w sieci.
Jeden obraz 26/16

Jeden obraz 26/16


Neapol.
Ciąg dalszy nastąpi...
Toskania - miasteczka

Toskania - miasteczka


Rozrzucone po wzgórzach i dolinach. Z dojazdem krętą drogą. Kamienne, malownicze i puste o tej porze roku.
Kiedy moi znajomi dowiedzieli się, że jestem w Toskanii, dostałam mnóstwo wiadomości tej treści: "absolutnie i koniecznie zajedź do... (i tu padała nazwa miasteczka), to najpiękniejsze i najbardziej urocze miejsce w Toskanii."
Oczywiście każdy podawał inną nazwę :-)
Postarałam się zajechać do większości z nich. Cortona, Monterchi, Arezzo, Montepulciano, Pienza, Montefoloncino, Volterra, San Gimignano, Asciano, Montalcino, Colle di Val D'Elsa...

Wracam do tej podróży - do zdjęć i zapisków. Z tyłu zeszytu znajduję, przepisane z jakiegoś pisma z samolotu, zdanie księdza Jana Kaczkowskiego. Wcześniej prawie go nie znałam, gdzieś mi mignął w internecie, ale w tej podróży towarzyszył mi tym zdaniem.
"Jestem gościem, który ma satysfakcję, że jest po ludzku sprawczy."
A w nawiasie ode mnie: "To o mnie i o tej podróży!!!"

Dziś, kiedy on odszedł, to zdanie nabiera jeszcze głębszego sensu.
Bądźmy więc sprawczy, tak, jak o tym marzymy.
Póki się da.

A ja zapraszam Was na kilka toskańskich impresji.

Scena 1
"- Od kiedy mieszkasz we Włoszech? - pytam się Sandry, polskiej gospodyni mojego apartamentu.
 - Na stałe od dwóch lat. Wcześniej byłam na Erasmusie i trochę podróżowałam po Włoszech. Ale poznałam Fabia i zostałam. No i zakochałam się w życiu tutaj.
- Żyje się tu wolniej? - pytam dość stereotypowo.
- Nie wiem, czy wolniej. Życie toczy się tak samo, ale jest na pewno swobodniej, bez napięcia i tego stresu. Wcześniej cała byłam spięta, a tu wszystko puściło. Zaczęłam oddychać."

Scena 2
"Siedzę w kawiarni w Cortonie. Pada deszcz. W muzeum, w którym jest "Zwiastowanie", jestem całkowicie sama. Obraz nie robi na mnie takiego wrażenia, jak Madonny w Sienie, może przez to, że sala jest ostro oświetlona, a dzieło wisi wysoko? W Sienie sala jest ciemna, wchodzi się, jak do groty, siada na krzesełku, a złoto z obrazów otula cię miękką poświatą. Mistyczne doznanie.
Piję kolejną kawę i czekam, aż przestanie padać. Patrzę, jak z pobliskiego gimnazjum wybiegają dzieciaki. Na cichym placu robi się rumor. Kolorowe życie płynie wąskimi uliczkami."

Scena 3
"Zatrzymuję się w Colle di Val d'Elsa. Nic nie wiem o tym miasteczku. Wspinam się pod górę w stronę zamku. Zostawiam za sobą tętniący życiem plac. Im wyżej jestem, tym mniej ludzi wokoło. Jakby wszyscy byli na dole. Zawracam więc i ja. Siadam w kawiarni obok obłędnie pięknej Włoszki i jak ona zamawiam "doppio macchiato". Wystawiam twarz do słońca i po prostu jestem. Przez setną sekundy swojego życia po prostu jestem w tym małym, włoskim miasteczku. Jakbym była tam zawsze."

Scena 4
"Zjeżdżam w każdą boczną drogę, w jaką mam ochotę zjechać. Kiedy droga robi się zbyt wąska, zostawiam samochód na poboczu i idę w górę. Na wzgórzu kościółek z X wieku. Wokół kwitną stokrotki. Chyba zasypiam na łące. Kiedy wracam, biegnie do mnie mały piesek. Zganiam go z drogi. Szczeniak skacze i chce się bawić. Biegnie za mną, a ja pilnuję, żeby nie wyskoczył na jezdnię. Z pobliskiego domu woła go mężczyzna. "Argo, Argo." Psiak, jakby zawstydzony swoją samowolką, przeskakuje bokiem przez niskie ogrodzenie. Wymieniamy się z mężczyzną uśmiechami. Nic nie rozumiem, z tego, co do mnie mówi i jednocześnie wszystko rozumiem. "Piesek - bambino. Swawolny, nieusłuchany, ale kochany. Ach, te dzieciaki."

Scena 5
"W San Gimignano właśnie kończy się targ. Sprzedawcy zbierają swoje towary, układają skrzynki, zamiatają plac. Miasteczko robi na mnie wrażenie. Obronne wieże nadają mu nieco innego charakteru. Wchodzę do małego sklepu fotograficznego. Wybieram czarno-białe zdjęcie starej kobiety schodzącej w dół uliczką. Za ladą stoi piękny, starszy, siwy mężczyzna. To fotografie autorstwa jego syna. Pokazuje mi go na ulotce. Są identyczni.
Długo siedzę na ławce pod murami i napawam się słońcem. Potem jadę do pobliskiej Volterry, gdzie pomimo wieczoru, życie płynie wartko. Młodzież zbija się w kupki i bacznie się obserwuje. Dziewczyny się śmieją, chłopaki udają poważnych. Na poczcie staję w długiej, rozgadanej kolejce. Wysyłam kartki do domu. Nadal nie doszły. Zagubiły się gdzieś wśród wzgórz."

Scena 6
"Montofolonciono. "Moje" miasteczko. Maleńkie i cudowne. Tak mnie czaruje, że wracam do niego drugi raz, choć muszę nadrobić 50 km. Kiedy moi znajomi będą w Toskanii, wyślę im wiadomość: "Koniecznie zajedźcie do Montefoloncino, to najbardziej urocze miejsce w Toskanii." :-)"

Podróż, która zaczęła się od szalonego pomysłu, gdzieś w styczniu, sama w sobie trwała jeden lutowy tydzień, nadal się we mnie toczy...
I niech tak zostanie, jak najdłużej.

Pierwszy odcinek mojej toskańskiej podróży możecie zobaczyć TU.
Drugi TU.
Trzeci TU.












































Copyright © 2016 Joanna w Kolorze , Blogger