Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Uczę się. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Uczę się. Pokaż wszystkie posty
Na próbę

Na próbę


Szukam swojego stylu w fotografii.
Bawię się suwakami.
Sprawdzam możliwości i preferencje.
Jako, że się uczę, mogę próbować wszystkiego. Zapuszczam się nieznane mi dotąd rejony programów graficznych i własnej wrażliwości.
Testuję, przykładam, odkładam, przymierzam. Jak sukienki na lato.
Co lubię? Jak nastrój chcę pokazać? Co pasuje w tej chwili najbardziej? Czy to tylko naśladownictwo, czy jednak własny twórczy wkład?
To ekscytujące, ale i odrobinę męczące, bo zajmuje mi większość myśli.

Tutaj zdjęcie w stylu vintage z moim ulubionym magentowym zabarwieniem. Specyficzne, trochę inne, ale bardzo mi się spodobało.
To część łąkowej sesji pewnych dwóch cudownych dziewczynek. Niebawem pokażę ją w całości. W stylu klasycznym.

I przepraszam za ciszę na blogu, ale albo jestem w podróży, albo robię zdjęcia ;-)
Dobrego weekendu, Moi Mili!

Rozwój, ambicje i PhotoVogue

Rozwój, ambicje i PhotoVogue


W pewnym momencie życia coś cię zaczyna twórczo pociągać i postanawiasz się tego uczyć.
Próbujesz, sprawdzasz, czytasz, pytasz.
Cieszy cię to, ale zaliczasz mnóstwo porażek.
Nierównych ściegów, nieudanych kompozycji, źle wyklejonych scrap-kartek, smutnych obrazów, pompatycznych wierszy, źle urządzonych pokoi czy niesmacznych posiłków. W moim przypadku nieostrych, krzywych, prześwietlonych, niedobrze skadrowanych zdjęć o niczym.

Złościsz się, że nie wychodzi. Wiesz, co chcesz pokazać światu, ale to się nie udaje. Patrzysz z zazdrością na tych, którym wychodzi. Nie wiesz tego, ale twój umysł właśnie zastawia na ciebie pułapkę - dołującą gadkę, że innym wychodzi to, ot tak, bez wysiłku. Zaczynasz myśleć, że może sprzęt masz nie taki, a może to z tobą coś nie tak - z twoją wrażliwością, talentem, umiejętnościami. Że może w twoim życiu - między rodziną, pracą, obowiązkami - nie da się tego porządnie robić. Że jesteś nie dość oryginalna, zdolna, bystra, młoda, doświadczona, dobrze ustawiona. Że nie masz prawa do porażek, błędów, niedoskonałości. Że od razu musisz być "super".

Dobrze znam te męczące opowieści. Bardzo dobrze. Wiele razy rzucałam aparat w kąt, bo coś szło nie tak. Wiele razy byłam załamana, kiedy zgrywałam zdjęcia z karty. Tyle wysiłku! Tyle starań! I takie niedobre kadry. Wiele razy, kiedy oglądałam zdjęcia koleżanek, skręcało mnie z zazdrości i z żalu. Wiele razy wątpiłam w sens mojej twórczej drogi.
Wiele razy...

Ale rozbudzone w środku twórcze zwierzątko nie dawało się tak łatwo uciszyć.
Co rusz cichutko mówiło: "hej, spróbujmy raz jeszcze", "hej, może potrzebujesz mądrego nauczyciela, po co się tak samej przez wszystko przedzierać?", "zobacz, tu zrobiłaś postępy", "po prostu trzeba się systematycznie uczyć", "weź spokojnie aparat raz jeszcze, przypomnij, czego się nauczyłaś, daj sobie czas i poćwicz", "jesteś szczęśliwa, jak to robisz? to wystarczający powód!".
Cierpliwość, pokora, dobrzy przewodnicy (Mikołaj, kłaniam Ci się!), chęć uczenia się, przyzwolenie na porażki przy jednoczesnej decyzji, że i tak to będę robić - to mi bardzo pomaga. 
Kiedy moje poczucie pewności, jako fotografki-amatorki, pikuje w dół, wracam też do słów Julii Cameron, autorki książki "Droga Artysty".
Och, jak ja się podśmiewywałam z tej książki! Jak kpiłam ze stylu, w jakim jest napisana. Przepraszam Cię, Julio :-) Ta książka bardzo mi pomaga.
"Blokady twórcze należy usuwać powoli i z wyczuciem. Błędy są konieczne. Potknięcia są czymś naturalnym. To pierwsze kroki. Powinniśmy wymagać od siebie nie doskonałości, lecz postępów. Żądając od siebie za dużo, za szybko - łatwo się przeforsować. (...) Chcemy być wielcy - i to natychmiast - ale odrodzenie dokonuje się w swoim rytmie. Z początku jest to proces nieporadny, niepewny, czasem nawet wstydliwy. Nieraz nie będziemy robić dobrego wrażenia - ani na sobie, ani na innych. Przestańmy tego od siebie wymagać. Dobre wrażenie i rozwój się wykluczają. Pamiętaj, że aby się odrodzić, jako artysta, musisz sobie dać prawo, by być artystą złym. (...)
Gdy mówię o tym w trakcie kursu, natychmiast spotykam się z oporem i wrogością:
- Czy ty wiesz, ile ja będę mieć lat, zanim nauczę się grać na fortepianie (występować na scenie, malować, pisać przyzwoite sztuki)?
- Wiem...Tyle samo, co wtedy, kiedy się nie nauczysz."

Wielka ulga.

Przychodzi też taki moment, że w końcu masz odwagę, żeby się sprawdzić. U mnie też przyszedł. Widziałam, że koleżanki zamieszczają swoje zdjęcia na portalu fotograficznym przy słynnym piśmie Vogue. Postanowiłam i ja spróbować. (Na blogu odnośnik macie w prawej kolumnie na górze.)
W internecie jest mnóstwo grup fotograficznych, gdzie można poddać swoje zdjęcia ocenie. Na kilka nawet weszłam, ale poziom złośliwości i niedobrej krytyki był tak duży, że szybko uciekłam. Na PhotoVogue oceną jest to, czy twoje zdjęcie przejdzie weryfikację moderatorów i znajdzie się na twoim profilu. To mi na razie wystarcza ;-) Te skromne siedem zdjęć, które trafiły do mojego portfolio bardzo mnie cieszą. Przeglądam też profile innych fotografów (mnóstwo z Polski!) i aż zamieram z zachwytu. To kopalnia inspiracji.

Dostałam też kilka pytań od was, jak to się robi. Bardzo prosto. Należy założyć konto TU. Można wybrać wersję włoską lub angielską strony. Kiedy macie już konto, możecie dodawać zdjęcia - dwa dziennie, od poniedziałku do czwartku, od godz. 8:00 do 15:00.
Kiedy dodacie zdjęcie i opiszecie je, wyląduje ono w takiej "poczekalni" - w Manage Portfolio. Tu zdjęcia czekają na weryfikację i nikt ich nie widzi, prócz was i moderatorów. Jeżeli zdjęcia się nie spodobają, po prostu znikają. A jeżeli tak, lądują w waszym Portfolio i są widoczne dla wszystkich. Możecie się nimi chwalić :-) Redaktorzy mogą je dodatkowo wyróżnić wrzucając do zakładki "Best of" (co spotkało to zdjęcie z Zosią w Zachęcie :-) lub "Pics of the day." Na weryfikację czeka się od kilku minut do kilku godzin.
Trzeba oczywiście wstrzelić się w estetykę tego portalu. Moje próby wysłania im ważek i kwiatków zawsze kończyły się porażką ;-) Mam za to w swoich zbiorach różne graficzne, industrialne, miejskie zdjęcia i to one zyskały uznanie. Bo prócz słodkich, kolorowych zdjęć domu i przyrody, bardzo lubię zaglądać w "brzydkie" zakamarki. Bardzo ciekawe jest patrzeć, jak ja - wielbicielka różu i kwiatów - jestem wyróżniana za zdjęcia w zupełnie innej stylistyce. Moja terapeutka na pewno miałaby do tego jakąś teorię ;-) Mnie się to podoba i składa w całość.

Nie przejmujcie się, że będą Wasze prace odrzucać. Będą, ale wy próbujcie. Ja też zaliczyłam wiele wysyłek bez sukcesu. Żeby chronić siebie nie robię tego częściej niż raz/dwa razy w tygodniu i raczej wtedy, kiedy jestem w dobrej formie, żeby pogodnie znieść odrzucenie ;-)

Pochwalcie się, jeżeli macie tam swoje profile. Jestem ich bardzo ciekawa!
I podzielcie się ze mną Waszymi doświadczeniami na twórczej drodze. Jak Wy uczyłyście się fotografować/szyć/robić na drutach/na szydełku/pisać/rysować/gotować. Jakie zmagania Wam towarzyszyły? W jakim punkcie swojej twórczej drogi jesteście?

Wszystkie zdjęcia (prócz otwierającego) powstały w Pułtusku, podczas burzowego dnia mojej wyprawy podwórkami i bocznymi uliczkami tego miasteczka. Lubię się tak czasem urwać na samotną, fotograficzną włóczęgę. Wszystkie zostały zrobione Nikonem d7100 z obiektywem Nikkor 35 mm, 1,8 f. Zostały wywołane w programie CameraRaw i poddane obróbce w Photoshopie (rozjaśnienie, nasycenie, usunięcie szumów, zabawa krzywymi, itp).

Cytat pochodzi z książki Julii Cameron, "Droga Artysty", wydawnictwo Szafa, str. 32.

A ja Wam życzę dobrego, twórczego dnia :)













Delikatność

Delikatność


"W sytuacjach trudnych nauczyłam się być dla siebie delikatna i lubię być wtedy delikatna dla innych."
Te słowa trenerki FamilyLab Dusanki Kosanovic głęboko zapadły w moje serce. Bardzo mi są teraz potrzebne.
Czy w sytuacjach konfliktowych, trudnych, stresujących jestem dla siebie wyrozumiała? Czy też pozwalam, żeby wewnętrzny krytyk zgniótł moje poczucie własnej wartości?
Delikatność.
Piękne słowo.

Właśnie skończyłam pierwszy, niezwykle intensywny moduł szkolenia trenerskiego według metody Jespera Juula.
Jestem oszołomiona, ale i szczęśliwa. Poruszona i spokojna jednocześnie. Wiem, że tego typu myślenie o rodzinie to dobra droga. Dla mnie i dla wielu innych osób. To, co czytam od wielu lat, to, jak staram się żyć, jakie wartości wprowadzać dostało solidną podbudowę teoretyczną. To wspaniałe uczucie - "być w domu" - zarówno od strony uczuć, jak i wiedzy.
Mam wiele stron notatek, mnóstwo pytań, ale i mnóstwo jasności, czym jest bycie rodzicem i towarzyszenie dziecku w dorastaniu. Czym jest szacunek, empatia, odpowiedzialność i współdziałanie w rodzinie.
Wiem też, jak ważne jest, żeby troszczyć się o siebie i budować swoje poczucie własnej wartości. Bo tylko kiedy sama wiem, kim jestem, o czym marzę, co lubię, a co nie i gdzie są moje granice, mogę w tym wzmacniać moje dzieci. Inaczej się nie da.

To szkolenie, na którym uczę się, jak rozmawiać o tych wartościach z innymi rodzicami, ale jednocześnie jest to wielka lekcja dla mnie samej. Wiele się o sobie nauczyłam, wiele odkryłam.
Pewnie na blogu będzie się pojawiać wiele treści związanych z tym tematem.
Mam też nadzieję, że niebawem będę mogła Was zaprosić na spotkania dla rodziców. W realu :-)

A tymczasem życzę Wam dobrego, pogodnego i delikatnego tygodnia!
I zostawiam Was z "delikatnościami" z mojego balkonu :-)








Copyright © 2016 Joanna w Kolorze , Blogger