Po co się jest matką?
No ja wiem.
Wychować mam.
Pokazać, jak odróżniać dobro od zła.
Nauczyć poruszać się w świecie, dbać o siebie, robić pranie, pływać, mówić po angielsku.
Gotować, szyć, szanować, empatycznie się komunikować.
Wyposażyć w różne istotne umiejętności, które dadzą im szczęśliwe życie, a z nich uczynią dobrych ludzi.
Poważnie do tego podchodzę.
Nie odpuszczam. Zależy mi.
Czytam mądre książki, chodzę na warsztaty, koryguję swoje zachowania, dyskutuję i usprawniam. Martwię się o edukację, rozwój, i o to, czy prowadzę je na dobre ścieżki.
Naprawdę się przykładam.
I... coraz bardziej jestem zmęczona.
Tym przeintelektualizowaniem, analizowaniem, zastanawianiem się, teoriami różnymi mądrymi, poradami słusznymi.
Nawet najbliższe mi Rodzicielstwo Bliskości nuży.
Moje macierzyństwo sprofesjonalizowane. Perfekcyjne. Cyzelowane. Z ciągłym zastanawianiem się, czy robię dobrze.
Po 10 latach jestem tym zmęczona.
A co ciekawe, matczyne szczęście i spełnienie znajduje sobie boczne ścieżki, żeby zaistnieć.
Pokazuje się poza głównym nurtem.
Spotyka mnie w zupełnie "niepoprawnych" sytuacjach.
Bo najlepiej mi, kiedy jednak (no bo przecież miały się uczyć konsekwencji) podwiozę śniadanie/podręcznik/strój do w-fu i widzę ulgę w oczach. (i jak Pippianna czuję się Bondem ;-)
Kiedy wypiszę z nielubianego rosyjskiego.
Kiedy pójdę do pani na świetlicy wyjaśnić, dlaczego moje dziecko jest tak wzburzone i nie dam się manipulacjom. Nie odstąpię mojego dziecka nawet na sekundę. Nie stanę przeciwko niemu. A potem powiem (zupełnie niepoprawnie), że pani jest po prostu głupia ;-)
Kiedy przymknę oko na bajzel i ogarnę, jak wyjdą.
Kiedy pozwolę pograć trochę dłużej, posiedzieć do późna, zjeść za dużo lodów, kupić zupełnie "niepotrzebną" rzecz, zasnąć na kanapie.
Kiedy bez słowa przygarnę ramieniem, jak przychodzą w nocy.
Kiedy uda mi się nie moralizować, nie pocieszać, nie pospieszać. A tylko słuchać.
Kiedy bez skrzywienia i dydaktycznych komentarzy zgodzę się na coś, co jest akurat dla nich ważne (minecraft, gumki, karty z piłkarzami, kucyki, a nawet, o zgrozo, barbi ;-)
Ale też kiedy huknę, że mają NATYCHMIAST się ubierać/sprzątać/myć. I nie interesują mnie żadne negocjacje.
Najlepiej się czuję matką, kiedy przestaję ich wychowywać, a po prostu z nimi jestem.
I podążam za nimi. Dostosowuję się do potrzeb i sytuacji, a nie do jakiejś mitycznej konsekwencji i perfekcji (choćby najbardziej szlachetnej).
Kiedy mówi moje serce, a nie rozum.
Kiedy moja intuicja ma decydujące zdanie.
Kiedy nie pęta mnie żaden lęk przed niepoprawnym wykonaniem zadania, jakim jest wychowanie.
I kiedy jestem W PEŁNI przy nich - ze swoimi słabościami, zmęczeniem, irytacją, ale też talentami i możliwościami i mocą.
Kiedy jestem matką - człowiekiem, a nie matką - robotem.
Kiedy oni widzą mnie, a ja ich (a nie projekt na nich).
Więc chyba jestem matką po to, żeby...iść.
Razem, przez życie, za ręce. Czasem bliżej, czasem dalej. Z pokorą, ale i z radością.
I bez lęku.
I bardzo mi dobrze w takim byciu ich matką.
strasznie dużo dałaś mi do myślenia tym postem... bo ja właśnie mało z tego wszystkiego robię, bo... taka chcę być doskonała i podświadomie żądam od swoich dzieci, by tez były takie doskonałe!!! a to co napisałaś, uświadomiło mi, że to błąd i to duży! musze sobie jednak troszkę poprzekładać w głowie...
OdpowiedzUsuńSandrynko, mnie ten perfekcjonizm rodzicielski zaczął koszmarnie męczyć. Teraz doceniam wszelkie niedoskonałości :-)
UsuńNie czytam mądrych książek, nie chodzę na warsztaty, nie koryguję swoich zachowań (lecz czasem mówię przepraszam), nie dyskutuję i nie usprawniam. Martwię się o edukację, rozwój, i o to, czy prowadzę go na dobre ścieżki... Jestem Konsekwentna - do bólu... Potem słyszę: zrób mi picie, zaraz jest: poproszę o picie... Robi sobie sam.. i słyszę przecież ładnie poprosiłem i to jest niesprawiedliwe nie dostałem... Życie nie jest sprawiedliwe... Nieraz wracając z młodym z jakiś zajęć słyszałam: ale Ta Pani jest głupia, a Ta jest beznadziejna... Jak nasze dzieci mają coś/Kogoś szanować skoro my tak świetnie wyedukowani rodzice mamy coraz większe wymagania w stosunku do innych a nie do siebie...????
UsuńJa właśnie konsekwentna do bólu nie jestem ;) i to mi daje radość w macierzystwie :)
UsuńCo do wymagan do innych, a nie do siebie, to nie bardzo rozumiem, co masz na myśli.
To co napisałaś jest tak niesamowicie prawdziwe. Dla jednych mniej dla innych bardziej oczywiste. Ja nigdy nie miałam ciśnienia na posiadanie "dzieci idealnych", a bycia matką uczę się każdego dnia. W swoich oczach nigdy nie będę idealna i perfekcyjna, ale mam najwspanialsze dzieci na świecie i bardzo dobrze mi z tym!
OdpowiedzUsuń:))))))
Usuńdziekuję za ten wpis!!!:* tak bardzo go potrzebiowałam:):)
OdpowiedzUsuńHerbato, bardzo się cieszę, że się przydałam :)
UsuńJedyne, co przyświeca memu macierzyństwu, to uczynienie dzieciństwa mego dziecka szczęśliwym. Cała reszta się nie liczy.
OdpowiedzUsuńLavinko, ja też :) musze się jednak zatrzymać, kiedy moje pojmowanie szczęścia nie jest kompatybilne z tym moich dzieci :)
UsuńŚwietny i bardzo prawdziwy wpis. :) Jak to mówią: co za dużo, to nie zdrowo, nawet perfekcja w nadmiarze szkodzi. ;) A nasze dzieciaki najlepiej pewnie zapamiętają to, co najmniej wychowawcze. ;)
OdpowiedzUsuńKasia Groniec śpiewa: ze swojej drogi zejdę, będę z Tobą, dokądkolwiek pójdziesz, cokolwiek zrobisz,
będę z Tobą, gdziekolwiek się zwrócisz, cokolwiek powiesz, będę z Tobą... ja odbieram to jako kwintesencję rodzicielstwa, nic dodać, nic ując. :)
dziękuję Asiu, pozdrawiam, Żaneta-matka mocno nieidealna ;)
Żaneto, o tak, tak! Słowa piosenki piękne!
UsuńKochana pięknie to napisałaś.Mam wrażenie jakbyś ubrała w słowa moje myśli:-)miłego dnia
OdpowiedzUsuńDziękuje Ci najmocniej! I Wam dobrego dnia!
UsuńJoasiu, co ja bym zrobiła bez Ciebie i tego bloga :)
OdpowiedzUsuńNic dodać, nic ująć, czytam o sobie... i proszę o więcej takiego wsparcia. Widzę, ze jest nas więcej.
Pozdrawiam, Ewelina.
Ewelino, zawsze do usług :) wspaniale jest czuć, widzieć, że gdzieś obok są podobni do nas :)
UsuńA wy ciągle w lesie ;) Kasia O.
OdpowiedzUsuńAno, ano ;))))
UsuńMój rozum zgadza się z Twoim sercem ;) Mamą po prostu _jestem_. czasem zmęczona, czasem wyluzowaną, czasem w trybie sierżanta. Bez realizowania jakiegoś programu wychowawczego, bez celu żeby moje dzieci były 'jakieś' - poza tym, że samodzielne i szczęśliwe. pozdr, mi ps. Młody tez zapuszcza fryz ? ;D
OdpowiedzUsuńMi, Twoje serce i rozum w idealnej komitywie :) moje się czasem rozjeżdżają ;)
UsuńP.s. Tak, fryz w procesie rosnięcia.
No tak MATKA CZŁOWIEK nie ROBOT ;-)
OdpowiedzUsuńOstatnio właśnie w rozmowie z moim mężem powiedziałam o moim zmęczeniu - po 10 latach bycia mamą .
10 lat to chyba jakaś ważna data :)
UsuńOdeszłam od bycia idealna mama, teraz po prostu jestem, kocham i siebie i dzieci, jednak doszłam do tego tez po prawie 10 latach...zawsze sobie powtarzam, ze mam dzieci nie dla siebie, ze wychowuje je dla świata... Czasem lepiej leżeć i oglądać bajki, potykac sie razem o bałagan niż dociekać dlaczego znowu nie odrobił lekcji i dlaczego wciąż by grał... Uczę sie kochać, bo tego nikt mnie nie nauczył, choć miłość do dzieci jest instynktowna i bezwarunkowa to są niestety niezliczone ilości możliwości okazywania uczuć. Piękny wpis:) pozdrawiam Basia
OdpowiedzUsuńBasiu, my matki 10-latki :) i racje masz!
UsuńBycie mamą to najpiękniejsza rola życiowa. Pozdrowienia i zapraszam na candy
OdpowiedzUsuńPaulina, dziękuję, śliczne te cukieraski u Ciebie :)
Usuń
OdpowiedzUsuńAMEN- Hela m.
:)
UsuńCzytam początek i pojawia się lęk. Ale zaraz potem... wielka ulga. Dzięki :)
OdpowiedzUsuńNie ma za co :)) ależ się ciesze na nasze spotkanie niebawem :)
UsuńAsiu jesteś niesamowita! Ja również bardzo potrzebowałam tego wpisu, bo czuję, że staję się żandarmem, że zaczynam za dużo wymagać i wiecznie jestem zabiegana zamiast posiedzieć, posłuchać, pobyć razem a nie obok siebie...
OdpowiedzUsuńMatka-żandarm to znana mi postać ;-) nie przepadam za byciem nią, choć bywam.
UsuńObym nie potrzebowała 10 (teraz to już 7) lat na to aby do takich wniosków dojrzeć... bo jeszcze się łapię, bo jeszcze się daję wciągnąć w wir - idealizmu...
OdpowiedzUsuńLepiej późno niż wcale :)))) pozdrowienie dla Was serdeczne!
Usuńtak prawdziwie i tak po ludzku - nazywasz to co, każda z nas mamusiek czuje :) fajnie przeczytać, że nie tylko ja tak mam !!!
OdpowiedzUsuńKasia W.
jest nas więcej :-)
UsuńDziękuję i tylko tyle :)
OdpowiedzUsuńLiz
Liz, :-)
Usuń:-) Napisałaś to w takim momencie dla mnie że ..ech... U mnie to Dziecko - mym papierkiem lakmusowym-jego zachowanie zapaliło mi lampkę alarmową "Przeginasz-Przesadzasz-Wyluzuj". Pat (L&A)
OdpowiedzUsuńPat, prawda, że dzieci są najlepszymi przewodnikami, jak się zapętlimy? Uściski dla Was serdeczne!
UsuńPrzeczytałam i ... wszystko się zgadza, dziękuję!
OdpowiedzUsuńdorka
cieszę się bardzo :-)
UsuńPięknie to napisałaś Asiu! Choć sama nie jestem jeszcze matką, to myślę,że własnie o to w tym chodzi :)
OdpowiedzUsuńO to chodzi :) byle tylko nie zapominać w codziennej gonitwie :) ciągle to sobie mowie.
UsuńDziękuję Ci za ten post, Joanno. Jakżesz ja się potykam w tym swoim nastoletnim macierzyństwie, ileż razy już rąbnęłam o glebę. Tak, zleży mi. Bardzo.
OdpowiedzUsuńJesteś moją mistrzynią :) na matki nastolatków patrzę z uwielbieniem!
UsuńMam ostatnio podobne refleksje, o czym zresztą pisałam. Te wszystkie teorie nie zastąpią matczynego instynktu i zwyczajnej, niezwyczajnej miłości... Bo każde dziecko jest inne, każda matka i każde macierzyństwo, nie można ich podciągać pod jedną miarkę.
OdpowiedzUsuńZgadza się :)
UsuńCzęsto porównuję się z innymi i wydaje mi się, że za mało wymagam od mojego dziecka. Uświadomiłaś mi, że wcale nie jestem gorszą matką. Najważniejsze, że rozumiemy się z moim synem jak nikt na świecie. Dzięki
OdpowiedzUsuńAlicja, zdycydowanie tak, jesteśmy najlepszymi matkami dla naszych dzieci :) precz z porównywaniem się!
UsuńSwietny tekst, dziękuję Ci za niego:*
OdpowiedzUsuńWspaniałe :) cudne, prawdziwe, w prostocie rozkoszne! i odważne:)
OdpowiedzUsuńCała prawda :)
OdpowiedzUsuńNatalio, A., Mamine Skarby - bardzo się cieszę, że się Wam podoba :-) Serdeczności!
UsuńPo co się jest matką - po co się nią zostaje?
OdpowiedzUsuńDlaczego kobieta chce mieć dzieci?
Dlaczego człowiek chce być rodzicem?
F.
ja po to, żeby kochać :-)
UsuńWiele wpisów na ten temat czytałam, ale tylko to, co tu napisane mogłabym sama powiedzieć. Świetnie napisane.
OdpowiedzUsuńDziękuję i pozdrawiam serdecznie :)
UsuńTo jest mój ukochany post na Twoim blogu, płaczę za każdym razem... wystarczy kilka linijek, potem już tekst się rozmazuje, hahah... czasem, kiedy o tym zapomnę, jest ciężko, jest dupa blada...
OdpowiedzUsuńKasiu, on mi też pomaga, jak się zakręcę. I dziękuję Ci za Twoje słowa. Są dla mnie bardzo cenne.
Usuńja wiem, że to nikomu może niepotrzebne, że tu coś zaskrobię. Dla siebie może to robię, ale potrzebuję powiedzieć, że tak właśnie i ja czuję macierzyństwo, rodzicielstwo.Ale potrzebowałam widocznie zadania, żeby do tego dojść.Śmierć młodszego synka, Szymon miał trzy lata gdy odfrunął, to właśnie śmierć najbardziej zwróciła mnie do życia, wyrwała w aspiracji matki na medal. Teraz jestem przy , tulę, słucham, wyżywam każdą chwilę jak największy na świecie dar. przepraszam, czytam powolutku Pani wpisy i mam tak ogromną potrzebę powiedzenia, że czuję bliskość. joanna
OdpowiedzUsuń